FB
link
link
link
link
link
This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Na Korfu wybraliśmy się w sumie przez przypadek, z małej wycieczki we dwoje na zdjęcia zrobiliśmy tygodniowy rodzinny wypoczynek. Było cudownie, będę ten w sumie dość spontaniczny, choć zaplanowany wypad wspominać długo! W sumie na loty, ubezpieczenie, samochód, paliwo i mieszkanie ze śniadaniami wydaliśmy ok 4400 zł dla pięciu osób na 7 nocy. Dużo, niedużo? W moim kolejnym wpisie zrelacjonuję tydzień na Riwierze Olimpijskiej z Rainbow – pobyt na 7 nocy dla 3 osób za 2200 zł… Ale na innych warunkach. Więc zapraszam do przeczytania tego, a następnie na kolejną relację z podróży odbytej w lipcu b.r.:)

Kilka podstawowych faktów:

  • Sezon – byliśmy pod koniec maja (21-28 maja 2018) w najlepszym momencie jak sądzę – ceny jeszcze z nienajwyższego sezonu, ale już wszystko otwarte, gotowe, pogoda ładna, morze ciepłe, nie było zbyt pusto ani zbyt pełno zarówno na plażach, jak i na drogach. Bo mimo, że nie jestem fanką tłumów i źle się czuję w zagęszczeniu ludzi, a najchętniej czas spędzam w maksymalnie kilka osób to było mi bardzo nieswojo przemierzać kręte górskie drogi Krety w marcu, gdzie na dużych wysokościach towarzyszyły nam jedynie kozy, zrzucające kamienie na drogi . Jak w jakiejś grze na Pegasusa. Tu było ok!
  • Ubezpieczenie – zazwyczaj korzystam z AXA Assistance poprzez Rankomat. Jestem za tym, by wykupować zawsze najlepsze możliwe ubezpieczenia (pamiętajcie o czytaniu OWU!). Ponieważ choruję przewlekle (tak, kamica nerkowa to choroba przewlekła) muszę wykupować dla siebie droższy pakiet. Tym razem jednak wykupiłam dla nas Signal Iduna (112,89 zł)  plus dla mnie jeszcze dodatkowo w AXA (201,17 zł). Wiem, dużo – nie przemyślałam tego dobrze, zawsze mam wrażenie, że przy kupnie ubezpieczenia popełniam jakieś błędy bo włacza mi sie tryb panika (“a co jeśli”) zwłaszcza, gdy wczytuję sie w OWU. Ponieważ jeszcze półtora roku temu praktycznie nie latałam, to nie wiedziałam, czy i ile będzie moich kolejnych podróży, wiec nie interesowałam się ubezpieczeniem ciągłym, tylko doraźnie, co mogło okazać się błędem, ale kto by powiedział, że nagle będę podróżować z takim nasileniem! Teraz zainteresowałam się Kartą Planety Młodych (hehe można taką kupić do 39 r.ż. a potem jest Planeta Młodych “+”), myślę, że przed następna podróżą własnie na nią się zdecyduję, muszę poczytać – jeśli ktoś korzystał, będę wdzięczna za tipy!
  • Tani lot – na początku kwietnia (4go) kupiłam bilety tylko dla mnie i Łukasza, na cztery dni, żeby przelecieć się i zrobić zdjęcia. Te dwa bilety w dwie strony wyniosły nas wraz z miejscówkami 396,98 zł. Jednak po dwóch tygodniach postanowiłam, że nie lecę bez dzieciaków kolejny raz, na Korfu jest pięknie, i tak musimy wynająć samochód, by się gdziekolwiek dostać, więc niech lecą z nami. Wzięliśmy też moja mamę, bo powiem Wam, że im więcej dorosłych do opieki nad małym gnojkiem (Hanka to już ma 12 lat więc idealny wiek w sumie do wyjazdów) tym lepiej:D Do naszych rezerwacji dokupiliśmy sobie lot powrotny po siedmiu dniach (ten po czterech przepadł naturalnie, tu nie ma zwrotu kasy lub przepisywania), i kupiliśmy bilety dla dzieci i mamy, co kosztowało nas 1658,73 z miejscówkami. W sumie więc lot kosztował dla pięciu osób (w tym dla dwóch powroty w dwu terminach) 2055,71.
  • Samochód – Początkowo skuszona częstymi wpisami na forum fly4free napisałam do polskiej firmy organizującej wynajmy na greckich wyspach. Bo ponoć najtaniej, bez wkładów własnych, karty kredytowej. Ponieważ co i rusz trafiałam na internetowych forach na ich wpisy namawiające do wynajmu, to wysłałam im maila z propozycją, że robię u siebie na blogu relacje po podróżach, więc może chcieliby i u mnie się pojawić – krótki opis w zamian za jakąś zniżkę. Zakładając, że skoro wynajmy są najtańsze, a firma tak super, na jaką się kreuje – frontem do klienta, to relacja pewnie też by taka była, napisałam jednak, że mój wpis nie będzie mógł być przez nich w żaden sposób moderowany – napiszę własne odczucia. Firma mocno jednak nastawała na kontrolę nad moją opinią, co jak wiecie jest bez sensu, bo co by nie mówić – niewiarygodna blogerka to zła blogerka;) Porzuciwszy więc myśl o jakichś zniżkach i wpisach mimo wszystko przez chwilę zastanawiałam się jednak jeszcze nad ich wynajęciem, zawsze to ten sam język, łatwiej się skomunikować, teoretycznie wg nich warunki najlepsze z możliwych, o takie nam chodziło; wydawało się to jakoś tak bezpieczne. Po szczegółowym przeanalizowaniu i pogmeraniu w necie w poszukiwaniu konkurencyjnych opcji na miejscu uznaliśmy jednak z Łukaszem, że o wiele lepiej wynająć samochód bezpośrednio u Greków – i taniej, i sympatyczniej. Znaleźliśmy bardzo fajna firmę wynajmującą, na podobnych warunkach, na których nam zależało: bez wkładu własnego (wg polskiego pośrednika taka opcja “tyko u nich” mhm), z pełnym ubezpieczeniem, z fotelikiem dla dziecka. Wzięliśmy auto klasy “C” czyli takie, by pomieściło i nas i bagaże, a potem plażowe bzdety i wszystkiego zapłaciliśmy 640 zł, już nawet z wliczonym wczesnym zdaniem auta (o 5 rano), oraz oczywiście full insurance bez wkładu własnego, bez karty kredytowej itp. Polska firma za ten samochód chciała duuużo, dużo więcej, nawet jeśli wziąć pod uwagę wspomnianą zniżkę za wpis hehe.  Oczywiście jadąc tam trochę się bałam, co mogę zastać na miejscu jednak wszystko okazało się naprawdę tip-top i było dokładnie tak, jak się umawialiśmy. Podobnie jak w przypadku Chalkidiki, gdyby ktoś chciał skorzystać z naszego doświadczenia w wynajmie (też wynajmowaliśmy u Greków i też ceny i warunki były ekstra, a obsługa życzliwa) – chętnie napiszę mu na priv do kogo uderzyć. Niefajna wiadomość jest taka, że niestety na Korfu w sezonie wypożyczalnie są obłożone (toć to wyspa przecież, wiec ograniczona ilość aut), toteż gdy planowałam potem raz jeszcze się tam wybrać samochodów już nie było tak wiele – trzeba rezerwować chyba z wyprzedzeniem jeśli planuje się sezon. Albo zostają quady, których na krętych drogach Korfu było prawdziwe mrowie;)
  • Na paliwo, przejechawszy w tydzień 3/4 wyspy w tę i z powrotem wydaliśmy około 300 zł. Wysepka jest mała, podjazdy pod góry nie tak strome jak na Krecie i choć litr paliwa wahał się od 1,680 do 1,709 to mieliśmy fajne autko, które nie paliło jak smok, na szczęście:)
  • Komunikacja miejska – nie korzystaliśmy z autobusów.
  • Mieszkanie – wynajęliśmy przez booking.com najtańszą możliwą opcję dla 5 osób – 1095 zł na 7 nocy ze śniadaniami. Ogólnie dla takiej liczby gości opcje do wyboru były ograniczone, zdecydowanie więcej było takich dla konfiguracji 2+2. Według opinii z netu śniadania tam to żart, do tego robaki w łazience wlatujące przez okna, smród z kanalizacji, brudno i kapiący dach, wyobrażałam sobie sodomę i gomorę, chociaż sporo greckich kwater, które odwiedzaliśmy, miało powiedzmy podobne – dość umowne warunki;). Ta najtańsza możliwa opcja poza tym, że była najtańsza, to miała jeszcze bardzo kuszącą lokalizację – nieco na uboczu, więc poza kurortem (dla nas bardzo na +) i w północnej części wyspy – genialnie jako baza wypadowa. Na zdjęciach wszystko wyglądało czysto i spoko. Z duszą na ramieniu, wystraszona niektórymi opiniami na booking, ale skuszona przewagą faktów uznanych przeze mnie za pozytywy zdecydowałam się na ten hotelik, który okazał się naprawdę cudownym, rajskim miejscem, a wszystkie opisywane w komentarzach niedogodności na pewno nie występowały w tak dramatycznej skali. Nie wiem, czego ludzie oczekują za niewielkie pieniądze, ale my dostaliśmy wszystko nawet z górką (dosłownie i w przenośni hehe):) Z przyjemnością tam wrócę!
  • Język i podstawowe porozumiewanie się – tak jak we wcześniejszych wpisach – podstawowo, ale życzliwie.
  • Miejsca, które odwiedziliśmy– zjechaliśmy całe północne, północnozachodnie i północnowschodnie wybrzeże wyspy.
  • Pogoda – wspaniała! W dzień gorąco, w nocy spektakularne burze. Było pięknie, nawet mimo jednego dnia niepogody, który też potraktowaliśmy jako urozmaicenie – pokazał nam Korfu w innych barwach. Końcówka maja to naprawdę idealny czas na taki wyjazd.

Dzień 1. 

W podróży towarzyszyła nam strasznie pretensjonalna para pewnie w naszym wieku, na moje oko korpoludki, junior account z awansem na seniora. Siedzieli przed nami, więc doskonale słyszałam ich rozmowę; dziewczyna “Ryanairem lata tylko jak jest naprawdę okazja bo to przecież obciach”, “stewardessy tu wyglądają nieschludnie”, “pilot to już nie jest prestiżowy zawód”, “nie włączam trybu samolotowego podczas lotu bo to tylko urban legend”. Jednak pod wpływem tych widoków z okna i im trochę udzielił się klimat jechania w fajne miejsce, a nie biedalotem z cebulakami, jak traktowali to na początku;) Korfu jest piękne!

Lądowanie na Korfu to fajna przygoda, bo można zajrzeć w okna pobliskich domków. Na moim YT zobaczycie filmik, który nagrałam. Do okna usiadłam dopiero w trakcie, gdy Maksowi się znudziło, oczywiście na tabsach, bo inaczej jestem przerażona mimo pięknych widoków.

Droga z miasta Korfu na północ wyspy i nasza plaża w okolicy, powiedzmy, 5 min samochodem od Sidari.

Nasz “najtańszy z możliwych” hotel. Piękny, prawda?

Widok z naszego okna z sypialni (balkon) – plaża, morze, a po drugiej stronie Albania. Na zdjeciu po prawej nasza najbliższa plaża.

Dzień 2.

Po lewej Canal D’Amour w Sidari – najsłynniejsze miejsce na wyspie, w sumie trochę przereklamowane. Mieliśmy do niego 10 min samochodem. Po prawej – nasza plaża z widokiem na Albanię, na której spędziliśmy sporo czasu jak na nas:D Leżaki 5 euro za dzień hehe, bo przed sezonem!

Port rybacki przy naszej plaży.

Fauna. Ropuszka bardzo nas wystraszyła

Dzień 3.

Poranki z naszego balkonu, w nocy pohukiwała nam sowa, jak sie potem dowiedzieliśmy – syczek. Maks bardzo się go bał.:D

Tego dnia było nieco pochmurno, więc porobiliśmy trochę zdjęć na bloga. W ostre słońce jest trochę gorzej:) Wszystkie foty z Korfu możecie zobaczyć tu: KLIK, KLIK, KLIK

Znowu zachwycający widok z naszego balkonu.

A to pierwsze podejście do wycieczki “wyspoznawczej”. W planach Paleokastritsa, czyli drugie najpopularniejsze po Canal D’ Amour miejsce na wyspie. Jednak Google poprowadziło nas za pierwszym razem zbyt nieprzyjazną jak dla mnie drogą. Potem już się oswoiłam i udało nam się tam dojechać jeszcze ostatniego dnia. Na zdjeciu po prawej jedna z pięknych plaż na północnozachodnim brzegu wyspy, na którą trafiliśmy w drodze powrotnej – Agios Georgios.

Pięknie!

Paleokastritsa widziana z góry. Wyglądało trochę jak w Szkocji hehe i choć jeszcze tam nie byłam, to zawsze bardzo chciałam. Jest to w planach.

Na tej plaży spędziliśmy – jak widać – trochę czasu. Woda była ciepła i przejrzysta, mocny, ciepły wiatr – zanosiło się na burzę.

W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Kassiopi, bo jak mówiła nasza gospodyni “Go to Kassiopi, Kassiopi is bjuuuuutiful place!”. Faktycznie, ma swój urok – po prawej.

Dzień 4.

Kolejnego dnia postanowiliśmy zwiedzać inne plaże. Pojechaliśmy więc w stronę wschodu wyspy, północnym wybrzeżem. Trafiliśmy na takie widoczki:

A potem wybraliśmy się wybrzeżem do miasta Korfu. Wszędzie zaskakująco blisko, to było super zrówno dla nas, nieubiących siedzieć na tyłkach, jak i dla dzieci, które nie lubia zbyt długich podrózy samochodem.

Korfu mnie oszołomiło. Ktoś napisał mi na instagramie, że to najpiękniejsze greckie miasto, w jakim był. Ja wprawdzie nie byłam w wielu dużych greckich miastach, ale nie moge się nie zgodzić – jest przepiękne!

Lokalny przysmak.

W Korfu spędziliśmy resztę dnai pilnując, by wrócić przed zachodem słońca na chatę – wieczorami były burze, poza tym trzeba było przejechać przez góry.

A to Łukasz napstrykał z naszego balkoniku. Piękna burza nad Albanią.

Dzień 5.

To już 5 dzień? Kiedy to zleciało. Wybieramy się na najsłynniejsze plaże Korfu – na celowniku mała plaża nudystów (ale “tekstylni” też mogą wchodzić) – Mirtiotissa

Kostium Bodymaps!

Jednak na tej plaży, mimo, że piękna i ludzie nie wszyscy całkiem goli – to kamienista. Nie wszyscy czują się w 100% komfortowo, więc jedziemy dalej:)

I trafiami do prawdziwego, dużego kurortu. Ja nie przepadam, ale upał wielki, więc decydujemy się na kawę i parasole.

W drodze powrotnej zahaczamy o mostek pod pasem lądowań samolotów. To jedno z niewielu takich miejsc na świecie.

Dzień 6.

A to poranek, 4 w nocy w zasadzie. Poniżej z dźwiękiem.

A wiec w dzień słoneczny decydujemy sie na drugie podejście do Paleokastritsy. Udaje sie, tym razem Google prowadzi łagodniejszą drogą.

To najbardziej turystyczne, po stolicy wyspy miejsce w jakim byliśmy. Nic dziwnego, bardzo pięknie tam!

A to stragany w najbliższym miasteczku obok nas. Nigdy nie widziałam aż tylu podrób na raz. Łuaksz na samym początku wyjazdu zorientował się, ze nie spakował ką pielówek i sporo czasu zajęło nam znalezienie gatek bez loga “adidas” “Tommy Hilfiger” czy “Armani”. Nie wiedziałam, że jest tam tak łatwy dostęp do tak ordynarnych podróbek. W sumie to niegdzie więcej nie widziałam, by były sprzedawane tak bezczelnie, ba! Zastanawiałam się, skąd w necie takie się biorą, bo nawet na Aliexpress te podróbki to jednak “adidos” jest.

Zachód słońca obok naszej plaży. Piękny.

Dzień 7.

5 rano na lotnisku. Jechaliśmy w środku nocy górskimi, nie do końca zabezpieczonymi drogami ze stromym spadkiem i cieszyłam się, że największym zwierzęciem, które wyszło nam na drogę była łasica. Góry wprawdzie nie były tak wysokie jak na Krecie, a Łukaszowi ufam i już wielokrotnie przekonałam się, ze jest świetnym kierowcą, jednak ja po prostu jestem panikarą. Dotarliśmy spokojnie, też m.in. dlatego, że była to jedna z większych dróg na Korfu i przemierzaliśmy ją w ciągu tygodnia kilkakrotnie – znałam ją więc na pamięć i wiedziałam, kiedy poprosić Łukasza, by trochę dla mnie zwolnił;)

Warszawa też ładna. I na szczęście wróciliśmy do ciepełka więc szoku nie było. Co nie zmienia faktu, że już po miesiącu wybraliśmy się z Rainbow do Veliki, ale o tym w kolejnym wpisie…:)


Inspiration
FB link link link link
Ta witryna używa plików cookie. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie plików cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.