FB
link
link
link
link
link
This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Kolczyki – Apart (KLIK), buty – Celebrity

Kilkanaście dni temu usunęłam swoje prywatne konto na Facebooku. Powiem Wam, że mam wrażenie,  że z fantastycznego narzędzia, jakim jest net, z magicznej różdżki, jaką niewątpliwie mógł stać sie facebook – zrobiliśmy zwykły patyk, maczugę do bicia się po głowach. Dawno, dawno temu, gdy zaczynałam blogowanie musiałam zderzyc się z tym, co wtedy nazywane “konstruktywną krytyką” obecnie przyjęło nazwę “hejt”. Musiałam mierzyć się więc z opiniami ludzi – wtedy jeszcze całkiem anonimowymi (więc do tej pory uważam, że była to jedna osoba hehe;)). Opinie te nie były miłe, ale też na pewno nie konstruktywne; mimo, że wiedziałam, jak bardzo nie są ważne dla moich poczynań to w obliczu nowego wówczas (zarówno dla mnie, jak i dla ogółu w zasadzie) zawodu powstawał pewien dylemat, który nie pozwalał mi przejść obojętnie wobec tychże “opinii”. Gdy je publikowałam -było źle: wszyscy wtedy poza czytaniem postów czytali też dyskusje w komentarzach; zawsze starałam się ustosunkować do czyjejś wypowiedzi, a do “ale jesteś brzydka” ciężko było się jakkolwiek ustosunkować, co nie? Nie publikowałam – jeszcze gorzej, bo przecież to zwykła cenzura i anonim siał hejt w internecie, że nie przyjmuję krytyki. Oczywiście – każdy ma zawsze świadomość, że to co robi mogłoby być lepsze, ale prześladowanie każdego działania bezimiennie i doszukiwanie się w czyjejś pracy wszystkich złych rzeczy to przecież zwyczajne podcinanie skrzydeł,  a złe  intencje widać jak na dłoni. 
Oglądałam ostatnio z dzieciakami odcinek jednej z popularnych bajek na Cartoon Network czy innym kanale tego typu. W odcinku, na środku placu w miasteczku wywieszono tablicę, na której każdy mógł wyrazić swoja opinię, napisać komentarz i ustosunkować się na piśmie do absolutnie każdej sprawy, osoby i zdarzenia. “Komentowanie jest darmowe” – głosił napis nad tablicą. Jak się domyślacie, na tablicy roiło się od hejtu. Najbardziej oberwało się głównemu bohaterowi, w zasadzie “super”-bohaterowi, który w innych odcinkach pomagał walczyć ze złem. W tejże jednak części każde jego poczynanie było natychmiast anonimowo komentowane przez kogoś na wspomnianej tablicy. Bohater z każdym komentarzem zaczynał powątpiewać, coraz mocniej i mocniej w zasadność swoich działań. W końcu całkiem zwątpił w sens własnych czynów.
Opluwamy obecnie wszystkich, bo możemy. Bo komentowanie jest darmowe. Bo nie idzie nam w pracy, bo żona, mąż nie słucha, bo chcemy się pochwalić dziećmi, ale nie za bardzo wiemy komu i jak, bo w pracy klient jest upierdliwy, bo w końcu – wiemy lepiej. Czasem wychodzi z nas zwykła potrzeba poteoretyzowania, ale teza przeciwna podłapana przez średnio kumatych rozmówców przyniesie ze sobą kolejną falę bezsensownych “argumentów”. Opluwamy matki, bo przecież beka, opluwamy lekarzy, opluwamy osoby tragicznie zmarłe w zamachach terrorystycznych, oraz tych, którzy manifestują ich opłakiwanie. W końcu opluwamy siostry Godlewskie, jednak te ostatnie na tym zarobią, reszta – straci. Przy okazji czy powolne suplementowanie nam tych istot, początkowo oparte wyłącznie na śmiechu przez łzy, potem jednak na tym, że klikalność przekłada się na monety nie sprawi, że zaczniemy myśleć, że o tym naprawdę warto jest mówić? A jeśli nie my, to może nasze dzieci – bo przecież nie sposób uchronić ich przed rówieśnikami ze szkoły oraz przed internetem.
Kto w takiej sytuacji wychodzi na swoje?

Ponieważ opinie wystawiane dawno temu na moim blogu  nie prowadziły do niczego dobrego, bo stawiały w sytuacji patowej, a także wprowadzały niemiłą atmosferę  teraz już od dawna przyjmuję zasadę, że każdy komentarz dający choćby pozory zaczepki jest automatycznie wyrzucany do kosza, ląduje tam obok spamu. Nie dyskutuję, już od dawna. No i co najważniejsze coraz rzadziej, a w zasadzie w ogóle nie piszę nic bardziej osobistego, niż wymagają ode mnie okoliczności, choć kiedyś bardzo to lubiłam – miałam nadzieję, że blog poza strona wizualną pozwoli mi się także rozpisać. Czułam jednak w obowiązku uczestniczyć w dyskusjach następujących po publikacjach, a to było już jednak ponad moje siły – zwłaszcza, że hejt anonimowy skierowany we mnie i we wszystkie prywatne sfery, które ujawniałam przy okazji wypowiedzi różnił się nieco od tego dzisiejszego, wszechobecnego, niecelowego i chaotycznego. Różnił się od wyrażania na każdy temat opinii “bo mogę”.

Nie piszę więc, nie komentuję, mam tego po kokardę. 

Dzięki “wolności wypowiedzi” w internecie wszyscy czujemy się specjalistami. Im ktoś mniej ma do powiedzenia, tym bardziej wydaje mu się, że powinien zabrać głos w dyskusji, im mniej jest na co dzień wysłuchiwany tym bardziej jego głos przewodzi w internetowych przepychankach. Bowiem “nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów, póki nie odkryłem internetu”. I oczywiście zdaję sobie sprawę, ze jest to relatywne, względne, często powodowane okolicznościami, ale rodzi w nas nienawiść “constantly”. Pomijając trolle, mamy całkiem sporo osób, którym wydaje się, że drugą, obcą osobę obchodzi ich nieugruntowana wiedzą i znajomościami okoliczności opinia. To, co kiedyś było doświadczeniem osób publikujących w necie teraz dotyka wszystkich, rodzi się chaos, niewiedza i… fake news. Z powodów zarysowanych wyżej nie komentujemy już treści ważnych, tylko te najbardziej klikalne, a jeśli jedno schodzi się z drugim to i tak z dyskusji nigdy nie wynosimy wartościowych wniosków, bo nie dyskutujemy zazwyczaj z ludźmi, których warto słuchać.  Mam wrażenie, że sieć staje się przekaźnikiem ektoplazmy niczym z filmu Ghostbusters, tak mocno ugruntowanego w popkulturze. Tylko że tutaj nie przyjdzie nam z pomocą żaden sympatyczny naukowiec, niepokorny i błyskotliwy specjalista-kobieciarz, żaden nerd, bo zostanie zwyczajnie z gruntu wyśmiany i zmieszany z błotem wyrażanych opinii. Od razu zwątpi bowiem w swoje poczynania, podobnie jak bohater z bajki od tablicy. “Komentowanie jest darmowe” – a ciąg dalszy opowieści przynosi ze sobą oczywistą odpowiedź. “Jeśli chcesz normalnie funkcjonować – nie czytaj komentarzy” – oto współczesny morał i konkluzja. 

Czytajmy ksiażki.

P.S. poprzez strony czy na Messengerze można sie ze mną nadal kontaktować 🙂


Inspiration
FB link link link link
Ta witryna używa plików cookie. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie plików cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.