Przed Wami nasza fotorelacja z poznawania Walencji! Mam nadzieję, że udało mi się zobrazować, jak fajny czas tam spędziliśmy. Dodaję jak zwykle na zasadzie pamiętniczka, ale z garścią informacji – może komuś się przydadzą:) Jestem pewna, że nie napisałam tu o 3/4 rzeczy, które obejrzeliśmy, bądź których doświadczyliśmy, także jakbyście mieli jakieś pytania – służę:)
Kilka podstawowych faktów:
- Sezon – to już zdecydowanie poza sezonem, bo nasza podróż przypadła na kilka ostatnich dni listopada. W Walencji w tym czasie raczej rzadko spotkasz turystów, więc mogliśmy podglądać miasto funkcjonujące naturalnym, swobodnym rytmem.
- Ubezpieczenie – Pakiet AXA, który wybieraliśmy zawsze do tej pory, nie ten najtańszy, zawsze zwracam wagę na wysokość ubezpieczenia i podstawowe warunki w Rankomacie (nie czytałam wcześniej dokładnie tych umów małym druczkiem raczej pobieżnie;)). Drugiego dnia naszego tripa wstałam z bardzo zatkanym uchem. Próbowałam wszystkiego, łącznie z chodzeniem głową do dołu;) ale nic nie dało się z tym zrobić. A że mieliśmy po dwóch dniach znowu wsiąść w samolot to po telefonicznej konsultacji z ciocią – internistką postanowiłam podejść do lekarza i zapytać, o co chodzi. Dodzwonić się do AXA nie było żadnym problemem. Wyjaśniłam pani w słuchawce w czym rzecz; musiałam potem chwilę poczekać – pani miała oddzwonić do mnie z informacją, czy mój problem będzie zakwalifikowany do ubezpieczenia i tym samym wizyty. Po kiku minutach wręcz okazało się, że jak najbardziej; za małą chwilę dostanę informację, gdzie mam udać się na wizytę i czy lekarz będzie mówił po angielsku, choć już sprawdzaliśmy, jak szybko możemy porozumiewać się za pomocą Google Translate po hiszpańsku haha;) Okazało się również, że nie muszę ponosić tymczasowych kosztów, które miałyby mi być zwracane po powrocie; AXA współpracuje z lecznicą w Walencji, więc przyjmą mnie bezpłatnie. I że mam czekać na kontakt od pani konsultantki, gdzie dokładnie mam przyjechać. Na tym w zasadzie się skończyło, bo do wieczora nikt nie oddzwonił. A że uch mi się całkiem odetkało, to wieczorem odwołałam alarm. Następnym razem szukałam jednak innej ubezpieczalni, choć nie wiem, czy słusznie – teraz znowu stoję przed tym dylematem – czy ktoś kiedyś korzystał ze skutkiem z lekarza za pośrednictwem ubezpieczyciela i mógłby się ze mną podzielić informacją? Szukałam oczywiście w necie ALE tam zazwyczaj pisane są jakieś skandaliczne historie, więc zarzuciłam temat by się nie stresować…;)
- Tani lot – 414 złotych za dwie osoby w dwie strony, z tego co widzę kupowałam duuużo wcześniej, bo pod koniec lipca:)
- Samochód – nie szukaliśmy, bo postanowiliśmy w te kilka dni zwiedzić po prostu Walencję i nie planowaliśmy jeździć nigdzie dalej, by nie robić sobie dodatkowych kosztów podróży. Stwierdziliśmy też, że to tak duże i interesujące miasto, że chcemy je obejrzeć dokładnie! Nie zawiedliśmy się:)
- Komunikacja miejska – świetna sprawa. Działa to wszystko znakomicie, można poruszać się dosłownie ruchem małpki na lianach korzystając z map Google, gdzie uwzględniona jest cała siatka połączeń i działa to bezbłędnie. Teraz kilka faktów. Żeby dojechać z lotniska do centrum trzeba wsiąść w metro. Dojeżdżają tam bodaj dwie linie. Są to linie podmiejskie, więc trzeba za nie zawsze dodatkowo zapłacić. Kurs taką linią to dla jednej osoby ok 5 euro, dla dwóch – nieco ponad 8 euro. I ten koszt trzeba oczywiście ponieść podczas takiej podróży dwukrotnie. Co do opłat za komunikację miejską w Walencji – my kupiliśmy kartę trzydniową na autobus tramwaj (naziemna linia metra) i metro. Koszt takiego biletu (plus karta na której się go koduje) to około 12 euro dla jednej osoby. Bilety kupuje się w kioskach “Tabacchi” i trzeba wiedzieć, że nie każdy sprzedawca rozumie po angielsku, o co Ci chodzi:) Nie każdy też (chyba) taką kartę może zakodować. Mówię tak, bo my mieliśmy kilka podejść, więc zakładam, że byli też tacy, co nas zrozumieli. W pierwszym kiosku, w którym udało nam się kupić wspomniany bilet pan w ogóle powiedział nam, że to bilet dla dwóch osób:) Ale w autobusie (przykładasz kartę do czytnika przy kierowcy wsiadając) okazało się, że na jedną. Więc musieliśmy znowu szukać kiosku gdzie kupimy drugą kartę haha:) Jednak po zakupie było już z górki – bo tak jak wspomniałam komunikacja miejska działa tam wzorowo:) Poza tym oczywiście można kupić pojedyncze bilety, bodaj także jedno i dwu-dniowe. O bilety podmiejskie nie pokusiliśmy się, w zasadzie nie starczyłoby nam czasu by je wykorzystać:)
- Mieszkanie – znowu airbnb (wklejam kod do rejestracji dzięki któremu Ty dostaniesz stówkę zniżki na pierwszą podróż, a ja 50 złotych na swoją kolejną KLIK). Pokój z współdzieloną łazienką i kuchnią, czysty i z piękną, kamienną posadzką, oraz z widokiem na drzewa pomarańczowe kosztował nas 254,09 zł na 3 noce! Obok nas w drugim pokoju z własna łazienką mieszkała serbska para – rodzice, którzy przyjechali odwiedzić córkę na Erasmusie:) Trochę się dowiedzieliśmy o Serbii, fajnie będzie tam kiedyś polecieć:)
- Jedzenie i zakupy – jedliśmy w Lidlu, no bo wiadomka, oszczędzanie. Ale Lidl ma to do siebie, że często serwuje miejscowe produkty, więc pycha. Stołowaliśmy się również w innych “supermercado” a ja zajadałam się niedrogimi anchois (anchovies?), które po hiszpańsku nazywają się boquerónes:) Łukasz szamał lokalne sery, których jest dużo rodzajów (a 3 na pewno;)) i są pyszne. Przy okazji szukaliśmy jakichś ciekawych słodyczy i wygrały zdecydowanie orzeszki pinii w słodkiej polewie.
- Język i podstawowe porozumiewanie się – może rzadko spotyka sie ludzi mówiacych perfekcyjnie po angielsku, ale poieważ ja też do takich nie należę to nie narzekam. Przynajmniej nikt nie jest obrażony, że nie mówisz do niego w jego ojczystym języku i każdy stara się jakkolwiek dogadać:) W porównaniu do Włochów Hiszpanie są totalnie super.
- Miejsca, które odwiedziliśmy– obeszliśmy całą Walencję wzdłuż i wszerz, ale na obszary podmiejskie nie starczyło nam czasu. Za pierwszym razem nie doszliśmy także… na plażę:) Sama w sobie Walencja jest cudowna!
- Pogoda – w kratkę i raczej chłodno, ale zdecydowanie cieplej niż w Warszawie o tej porze roku. Podczas wyjazdu narzekałam, że zimno, że pada, że miało być inaczej ale tak naprawdę spędziliśmy tam fantastyczny czas!
Dzień 1. – przylot do Walencji
Dzień 2. – koniec z pogodą
Dzień 3. – jeszcze zimniej
Dzień 4. – wreszcie śliczna pogoda! wracamy do Warszawy