FB
link
link
link
link
link
This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.


Od czego zacząć? Może od tego, ze naturalnie mam włosy w kolorze ciemnokasztanowym, bardzo gęste, zależnie od swiatła o rudawym, bądź niebieskim połysku. Mocno nasycone czerwonym pigmentem, okrutnie problematyczne w rozjaśnianiu. Jednak blondynką jestem już 1/3 życia, mniej wiecej (z przerwami) 10 lat. Mimo tego, ze to kolor ciężki do uzyskania a moje włosy nieraz błagają o chwilę oddechu, uwielbiam go, a przejścia na “ciemną stronę” potraktowałabym chyba jako porażkę. Na dzień dzisiejszy;)

1) JAK ROZJAŚNIAM?

Zacznijmy od podstaw. Jak uzyskać taki kolor? Jakiego koloru używasz do farbowania? –  oto pytania, które często mi zadajecie, ale odpowiedź nie jest taka prosta:) Postaram się jednak w skrócie opisać Wam proces poniżej:) 
W tej chwili działanie na moich włosach to proces dwu, lub nawet trzyetapowy. Raz na sześć tygodni spędzam na fotelu około dwóch godzin, co i tak jest turbo przyspieszeniem. Mój fryzjer, Marcin z salonu “U fryzjerów”, początkowo rozjaśnia ciemny odrost nakładając farbę, następnie dodaje na pasma rozjaśniacz. Zabieg wykonywany jest z pomocą kosmetyku zwanego Olaplex – pewnie już o nim słyszałyście – to najnowszy cud nauki – zapewnia bezpieczną koloryzację blond, chroniąc włos przed spaleniem i warto dopłacić, by został dodany do mieszanki z farbą. 
Następnie, po odczekaniu odpowiedniegto czasu farba i rozjaśniacz są zmywane, a ja siedzę chwilę z odżywkami, które nawilżają i odżywiają moje włosy. Kolor jeszcze nie przypomina tego, który widzicie dzisiaj – teraz fryzjer nakłada mieszankę farb (dodając na tym etapie również Olaplex) i tonuje włosy – tak powstaje odcień właściwy. To, jakie kolory farb są użyte do nadania barwy włosów to już tajemnica fryzjera, i praktycznie jego ‘podpis’ – od jego umiejętności, znajomości włosa i wyczucia zależy, czy będziesz zadowolona ze swojej blond czupryny. 
Mojego Marcina z “”U fryzjerów” polecam z czystym sumieniem. W salonie pracują na samych wegańskich kosmetykach najwyższej jakości, co też jest ważne. Poza tym fajna atmosfera, młodzi ludzie, salon pełen energii, więc wychodzę zawsze pozytywnie nastawiona do życia.
Zabieg powtarzam w salonie raz na 6 tygodni. Staram się nie robić tego częściej, bo i tak jest to duże obciążenie i trudno mi jest zapuścić włosy. Mimo naprawdę profesjonalnej opieki pasma co i rusz gdzieś sie kruszą (szczególnie lubią odpadać na czubku i przy skroniach), więc życie z nimi to nieustanna walka o przetrwanie.
Zaczęłam marzyć o doczepach;)
Btw,  na koniec przestrzegam wszystkie dziewczyny mające naturalnie ciemne (a już broń boże farbowane na ciemno) włosy przed samodzielną dekoloryzacją czy rozjaśnianiem. To sie po prostu NIE UDAJE. Próbowałam tego jako gówniara, kilkakrotnie, i zawsze kończyło sie to klęską. 
Nic dziwnego, nawet fryzjerki nieraz miały problem z uczynieniem moich kosmyków jasnymi i bywało, że w liceum wychodziłam z osiedlowego “salonu” przypominajac podpalanego kundla. 
Teraz nie chodzę do przypadkowych, niepoleconych salonów, a samodzielnego rozjaśniania nie podjęłabym się już nigdy.
Chyba, że brwi, dzisiaj, zaraz. Haha.

2) JAK DBAM?


No właśnie. Po powrocie do domu włosy poddane profesjonalnej opiece wyglądają wspaniale, ale przychodzi ten czas, gdy w końcu trzeba je umyć. Niegdyś do mycia włosów używałam szamponów i odżywek z marketów, najzwyklejszych (błąd!), potem testowałam te bardziej specjalistyczne, jak L’Oreal Cellular itd. Ostatnio dostałam do wypróbowania kosmetyki marek dotąd mi nieznanych, zdjęcie tych produkótw pokazywałam Wam wówczas na insta i prosiłyscie o recenzję. Było tego sporo, ale chciałam podzielić sie z Wami moimi typami, po króre na pewno sięgnę raz jeszcze. Resztę grzecznie pomijam;) Być może zauważycie, że na zdjeciach opakowania są nienajświeższe, starałam się przed sfotogrfowaniem nieco je wyczyścić, ale jestem w trakcie używania ich – paru opakowań już nie mam więc tylko wspomnę o nich słów kilka. 
Po pierwsze – Szampon dla objetości włosów, odżywka i maska do włosów farbowanych i zniszczonych Saryna Key. To kosmetyki na bazie masła shea, a afrykańskimi korzeniami, zachwalane jako turbo wzmacniające włosy. Potwierdzam, ze pomagają im odzyskać blask a ja mam wrażenie, że są nieco grubsze. Szampon i odżywka do codziennego stosowania (ja myję włosy co 3 dni) a maska raz w tygodniu.
Po drugie – raz na jakiś czas fioletowy szampon Catwalk by Tigi. Wysusza, ale przywraca też włosom pożądany, chłodny odcień. 
Następnie, po myciu i osuszeniu ręcznikiem nakładam na końcówki niewielką ilosć olejku. W tej chwil mam taki od Toni&Guy, który bardzo sobie chwalę, ale chyba rozejrzę się za arganowymi bądź innymi, całkiem już naturalnymi.

Szampon Saryna Key Volume Lift

Okulary – Mango via Answear.com, kurtka – Tommy Hilfiger
Toni & Guy – olejek do pielęgnacji włosów

3) JAK UKŁADAM?

Często pytacie co robię, że włosy tak czy inaczej mi się układają; że są matowe, albo z kolei błyszczące – jakich kosmetyków uzywam? Zacznijmy od tego, że raczej ich nie układam. To dla mnie podstawa – włosy mają być podciete tak, bym nie musiała nic z nimi robić, też to lubicie, prawda? Mój nowy fryzjer to rozumie i umiejetnie podcina mi końcówki. No cóż, on również wywija mi przy suszeniu włosy na szczotkę, czego ja nigdy w życiu w domu nie powtórzę, ale też nie mam takich ambicji a przede wszystkim takiej potrzeby. Lubię włosy ukłądajace sie po swojemu.
Jak już muszę jakoś je ‘ogarnąć’, prostuje kosmyki prostownicą, wcześniej używając płynu Lanza, który zabezpiecza włosy przed spaleniem przez prostownicę. Wystarcza.
Gdybym umiała, na większe wyjścia robiłabym sobie zawsze lśniace fale dokładnie przyklejone do głowy, takie a’la lata 20-te. Ale ponoć nawet fryzjerowm wykonanie takiej koafiury przychodzi z trudem i jest to zazwyczaj sprawdzian ich umiejętnosci – jedno jest pewne – ja wykonać jej nie umiem;)
Jeśli nie prostuję włosów, spryskuję je moim najlepszym tegorocznym odkryciem – płynem Got2B z Rosamana, który sprawia, że moje włosy są lekko  ‘poczochrane’ i robią niedbały look. Jeśli mam ochotę bardziej je zmatowić podkradam chłopakowi matującą glinkę “Beach boy” tej samej marki – to moje dwa ulubione kosmetyki. Niestety ich składy działają wysuszająco na włosy, więc kółko się zamyka, dbam, pielęgnuję, a na koniec tak czy inaczej traktuję je wysuszającą solą morską. Jednakowoż (;)) używanie tych kosmetyków uważam za niezbędne, by powstał efekt końcowy – look jaki widzicie na zdjęciach, kolor, tekstura i sposób ułożenia, o który często pytacie:)

Beach girl – Mermaid look – texturizing salt spray Got2B

Lanza – healing smooth thermal defense spray

Got2B – beach boy – surfer look matt paste

Koloryzacja włosów – Marcin z salonu “U fryzjerów” przy ul. Andersa na warszawskim Muranowie

Jak widać – kosmetyków nie jest duzo (choc to w sumie pojęcie względne) – przede mną testowanie nowych produkótw. Planuję teraz dzielić się częściej moim doświadczeneim i pisać o tych dobrych i sprawdzonych kosmetykach. Mam nadzieję, że ten post uważacie za przydatny – jeśli macie jakieś pytania – piszcie w komentarzach – tym razem CHYBA DZIAŁAJĄ;) – UPDATE, sorry, jednak nie działają i nie umiem ich naprawić. Póki co proszę o komenty na moim fanpage (KLIK) a już w tym miesiącu rusza nowa strona – przechodzę na rebellook.pl i będą tam komentarze DISQUS:)

Zdjęcia – Łukasz Turek – lukaszturek.com i ja:)

Inspiration
FB link link link link
Ta witryna używa plików cookie. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie plików cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.