Zgodzicie się, ze teraz o wszystkim można powiedzieć, że jest modne? Mam czasem wrażenie, że na warszawskiej ulicy panuje całkowity miszmasz. Pomijając autobusową strefę komfortu – rurki, adidasy i top, które w każdej szerokości geograficznej i w zasadzie o każdej porze roku znajdą swoich wielbicieli i wyznawców (sama przecież też często wskakuję w taki uniform) – to co do trendów, obowiązujących kolorów, krojów czy stylów nie ma teraz większych reguł. Wszystko jest dozwolone, o ile osoba nosząca te ciuchy dobrze się w nich czuje.
Korzystam z tego trendu na brak trendów w sposób chyba najefektywniejszy – zamiast rzucać się na kolekcje sieciówek, które chcąc nie chcąc zawsze będą krok do tyłu za trendami szperam w lumpeksach, wynajdując co i rusz jakiś swój skarb sprzed kilku dekad. W moim modowym świecie już od dawna goszczą babcine bluzki, na powrót wyklinane kiedyś przeze mnie szerokie ramiona, lub przeskalowane, wielkie ubrania, dzięki którym uzyskam talię, jakiej próżno mi szukać “w realu” na mojej dość chłopięcej sylwetce.
Nie idę do lumpeksu z konkretnym planem znalezienia czegoś, bo wtedy łatwo o rozczarowanie. Staram się też przemyśleć każdy zakup, nawet jeśli rzecz kosztuje złotówkę lub kilka. Nie chcę zapychać szafy rzeczami, których nigdy nie założę i to samo radzę Wam!
Kiedy więc w ulubionym second handzie wpada mi w ręce piękny, ognisty płaszcz wykrojony w latach 80-tych myślę sobie, że pomarańczowy właśnie będzie kolorem mojego lata bo zawsze bardzo go lubiłam:) Aby nie popadać w skrajności i próbować odziewać się od stóp do głów w lumpeks dodaję, wdrażając w życie reguły niczym z weselnych przykazów: “coś nowego” w postaci butów z Mango, “coś starego” – i jest nią torebka, kupiona dawno temu. Szukam dalej w swojej szafie, bo wiele rzeczy leży tam od dawna, zapomniane i znowu czeka na swoje pięć minut: ważny w tym looku jest szczęśliwy, biały pasek z metalowymi oczkami i coś w kolorze płaszcza – pomarańczowe okulary kupione w zeszłym roku w Primarku w Porto (ach, mam nadzieję, ze wkrótce tam wrócę).
W ten oto sposób powstaje pierwsza ze stylizacji, która dziś przed Wami, a które mam zamiar pokazywać tu częściej w ramach cyklu postów “Vintage Story”. Wiem, że w lumpeksach królują teraz szmaty, które kupowałyśmy kilka lat temu i ciężko o fajne sklepy vintage, sama czułam jeszcze niedawno niechęć do ciucheksów, porównując, że w centrum handlowym wychodzi w sumie taniej i łatwiej. Ale taniej w dłuższym rozrachunku nie jest, bo ktoś musi ponieść koszty tej całej nadmiernej konsumpcji i łatwizny. Zaglądam więc coraz częściej do second handów zamiast do sklepów, do czego Was też namawiam. Mam nadzieję, że zarażę kogoś na powrót moją zajawką na vintage! Na insta możecie napisać mi co ostatnio fajnego znalazłyście w SH!:)