“Mamo, tu jest po prostu szczęśliwie” – powiedział mój sześcioletni syn tuż po opuszczeniu samolotu, rozejrzawszy sie po spalonej słońcem Fuercie. A Maksymilian do najbardziej egzaltowanych nie należy, a i nieczęsto cieszy sie, gdy zabieramy go w podróż – woli kolegów, Play Station, miejsca, które zna od dawna i w których czuje się pewnie. Tą jednak wyspą był po prostu zachwycony od samego początku – co tu dużo mówić, jak my wszyscy; tym razem byliśmy we trójkę, bo Hanka pojechała na Fuertę parę tygodni wcześniej podczas ferii zimowych ze swoim tatą.
Zakochałam się w tym miejscu tak jak w żadnym do tej pory i nie wiem, czy z kolejnych zaplanowanych wyjazdów będę cieszyć się tak bardzo jak z tamtego. Gdybym tylko miała możliwość pracy tam bez wahania przeniosłabym się na Fuertę na stałe. Piękne plaże, zachwycający ocean, słońce, którego żar chłodzi pustynny wiatr. Piaski, pomarańczowe, niewysokie góry jak okiem sięgnąć – dla mnie to warunki wręcz idealne. I choć jeszcze niedawno mówiłam, ze żyjemy w pięknym i bezpiecznym kraju to teraz z dnia na dzień myślę sobie, że przewartościował mi się światopogląd. Tak się chyba dzieje raz na jakiś czas, bo jak byłam mała i mieszkałam w domku z rodzicami, na osiedlu w najcichszej dzielnicy Warszawy, z dala od ludzi – wtedy marzył mi się blok i osiedle, teraz mieszkam tu, gdzie wtedy chciałam ale znów powoli za dużo mi zgiełku. Ale ja nie o tym. Chciałam podsumować nasz wyjazd jak to zazwyczaj czynię, bo bardzo fajnie wraca mi się po czasie do tego internetowego pamiętniczka, a i ceny mogę porównać, albo miejsca, których jeszcze nie zdążyłam zwiedzić w danym regionie.W maju wracamy m.in na Korfu i Chalkidiki, więc teraz posługiwałam się poprzednimi wpisami, żeby przypomnieć sobie, czego nie zdążyłam zobaczyć ostatnim razem, lub co szczególnie mi się podobało:D
Nie mam zamiaru pisać szczegółowo i jak to w internecie wszyscy – ekspercko – na temat wyspy, bośmy byli tam zaledwie parę dni i wprawdzie zjechaliśmy ją od północy aż do południa to czuję, że był to zaledwie początek odkrywania tego rajskiego miejsca. Jedyne miejsce w które nie dotarliśmy, a chcieliśmy – to Ajuy, bo zawróciliśmy w Betancurii wytrąceni z równowagi bezzasadnym i niemiłym zachowaniem naszej rodaczki. Jedyna niefajna akcja, jaka nas spotkała odbyła się właśnie przez znajomość języka polskiego. Hehe.
Kilka podstawowych faktów:
- Sezon – byliśmy w środku marca, 16-23. Podczas gdy u nas pogoda inspirowała do podcięcia sobie żył i zanurzenia się w wannie gorącej wody na Kanarach na białych plażach wszyscy opalali się w najlepsze, a po ulicach chodzili uśmiechnięci ludzie z minami niczym z piosenki Lego: “Życie jest czadowe”. Czujecie niesprawiedliwość urodzenia się w Polsce?
- Ubezpieczenie – tym razem kupiłam nam ubezpieczenie Karta Planeta Młodych, bo w planach mamy sporo podróży w ciągu tego roku (tak, mam wyrzuty sumienia, ze tyle latam samolotem bo jest szkodliwy dla środowiska). Karta ponoć trochę podrożała (nie wiem, nie kupowałam jej nigdy wcześniej) ale też można wybrać różne opcje ubezpieczenia. Koszt najtańszej na cały rok to ok 130/150 (w zależności od sumy ubezpieczenia) zł dla jednej osoby, polecam się zainteresować, jeśli podróżujecie często. Znajomi powierdzali, że korzystali, że raczej bezproblemowo, także zaufałam ale oczywiście mam nadzieję, ze nie będę musiała sprawdzać. Odswieżyłam też EKUZy! Pamiętajcie, ze mają krótki termin ważności (piszę to, bo ja w zeszłym roku zapomniałam haha).
- Tani lot – Ryanair. Muszę Was (i siebie) zmartwić, ale chyba trafiliśmy na jeden z ostatnich rejsów tej linii na Fuertę. Tanie loty od kwietnia już tylko z przesiadką. Liczę, ze Rajan wznowi te połączenia, ale póki co mówi się, że zrezygnował na stałe. Bilety, miejscówki koło siebie i bagaż podstawowy + 3 kabinówki z Priority (zabawne, teraz większa kolejka ustawia się do wejścia priority od kiedy kabinówkę można wykupić tylko z tą opcją haha) kosztowały nas 1992,57 zł, co daje ok 665 zł na łebka za bilet w dwie strony. Całkiem spoko to było eh.
- Samochód – przez znajomych znajomych ojca mojej córy (haha) którzy mieszkają na wyspie dowiedzieliśmy się, że najlepiej wziąć auto w PayLess Car. Potwierdziło się to potem w wielu miejscach i zdecydowaliśmy się na tę firmę, nie żałujemy. Konkurencyjna i godna polecenia jest też Cicar. My zawsze bierzemy full insurance, bo nie mamy karty kredytowej. W żadnej z firm nie wypożyczycie auta do jazdy offroad, żadne ubezpieczenie tego nie obejmuje choćbyście mieli Jeepa Wranglera (jeden z podróżujących z nami gości miał właśnie takie bardzo pilne życzenie o tego Jeepa na lotnisku i pytał po wszystkich okienkach, wtedy nie wiedzieliśmy czemu, teraz domyslam się, że miał nadzieję na możliwość jazdy po żwirowych drogach). Nam wprost powiedziano, ze full insurance auta nie obejmuje dróg innych niż asfaltowe. Niestety sporo na Fuercie takich dróg jest, w które chce sie zboczyć i musieliśmy ryzykować haha – ale już nie szukając mocno sam np wjazd na Cofete. Co warte przy okazji zauważenia to fakt, na który staraliśmy się uważać – nierozjeżdzanie terenów dzikich, niepozostawianie śladów i wyżłobień – w niektóre miejsca po prostu przyzwoicie i z szacunkiem jest pójść pieszkom. Nawiasem mówiąc zszokowana byłam, ze po wydmach Dunes of Corralejo można swobodnie łazić; nie znam tego tematu dobrze, ale u nas nasze wydemki chronimy przecież jak się da! Tu najwyraźniej wiatr znad Sahary dostarcza wyspie świeżego piaseczku z górką;) Za auto na tydzień zapłaciliśmy 380 zł, dostaliśmy crossowego nowiutkiego fiacika, był super. Zdanie samochodu bez najmniejszego problemu, po prostu przyjeżdzasz na parking pod lotniskiem i kluczyki zostawiasz panu w okienku na lotnisku. All done:D Dodatkową informacją wartą wzięcia pod uwagę jest fakt, że na Wyspach Kanaryjskich paliwo jest w cenie podobnej do tej z Polski, plus na Fuercie jest dość płasko, więc nie spala się jakoś dużo paliwa na jeżdżenie w górę i w dół;) . Widać inwestycję w drogi – kosztowała dużo milionów ełro i już jest prawie zakończona, pięknie zrobione trasa, wszystko bardzo ujednolicone, jedzie się super. Parkingi na wyspie są bezpłatne, poza jedyną płatną strefą w samym centrum stolicy – Puerto del Rosario. Warto wiec wypożyczyć samochód!
- Komunikacja miejska – nie korzystaliśmy, nie interesowaliśmy się, z powodów w.w.:)
- Mieszkanie – airbnb – czyste i przestronne – dwie sypialnie, kuchnia, living room i łazienka. W totalnie lokalsowej dzielnicy miasta Puerto del Rosario. Było naprawdę bardzo fajnie, wokół nas codzienne życie, w sumie folklor możnaby rzec, choć naszego gospodarza za pierwszym razem wzięliśmy za bardzo przystojnego żula który nas zaczepia:D Hehe. Długa historia:D Wydaliśmy 1113,54 za trzy osoby na osiem noclegów.
- Język i podstawowe porozumiewanie się – uczę się hiszpańskiego (na razie sama więc szału nie ma haha), bo podstawowe zwroty było mi łatwiej opanować niż wiecznie próbować dogadać się po angielsku:D
- Miejsca, które odwiedziliśmy– zjechaliśmy (pobieżnie, tzn na tyle na ile starczyło nam czasu, bo wychodziliśmy o 9 i wracaliśmy po zmroku) całą wyspę poza jej środkowo zachodnim brzegiem.
- Pogoda – wietrznie, ale słonecznie. Nawet jeśli trochę się chmurzyło, to należało mieć mocny krem z filtrem cały czas – inaczej poparzenie gwarantowane. Około 20-25 st. C. Podobno opady deszczu poza grudniem, styczniem, lutym to na Fuerteventurze anomalia pogodowa.
Plus było dość drogo (choć nie tak, i nie na takiej zasadzie jak we Włoszech) – na samym początku zrobiliśmy zakupy w kanaryjskiej sieci hipermarketów HiperDino i potem dokupowaliśmy tam co jakiś czas zapasy pieczywa czy innych drobiazgów, ale wróciliśmy do Polski spłukani mimo, że żyliśmy bardzo oszczędnie:). Tylko raz zjedliśmy “na mieście” a konkretnie to na plaży, gdzie za dwie porcje kanaryjskich ziemniaczków w sosie, hot-doga z frytkami i duże piwo zapłaciliśmy koło stówy, ale za to jak fajnie się tam siedziało;D Na co dzień braliśmy do auta suchy prowiant a wieczorem w domu gotowaliśmy obiadokolację. Żałuję, ze dopiero pod koniec odkryliśmy tam Lidla – ma o wiele lepsze ceny od Dino czy Mercadony (widać to choćby po tłoku w sklepie!). Na tydzień wydaliśmy około 1200-1500 zł na bardzo oszczędne i podstawowe życie tam co dla nas jest dużą sumą, ale domyślam się, że dla innych może już nie:)
Cała, samodzielnie zorganizowana, tygodniowa wycieczka dla trzech osób kosztowała nas łącznie około 5 tysi, może nie było to all inclusive ale mieliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy czyli słońce i swobodę:D
Dzień 1.
Dzień 2.
Dzień 3.
Dzień 4.
Dzień 5.
Dzień 6.
Dzień 7.
Dzień 8.