Mija właśnie trzy i pół miesiąca od mojej poprzedniej recenzji ulubionych kosmetyków. W tym czasie potestowałam sporo nowych rzeczy, więc jestem gotowa pochwalić się przed Wami tym, co ciekawego odkryłam i co przypadło mi tym razem do gustu. Jednak dziś postanowiłam mój tekst wzbogacić o te produkty, które w jakiś sposób nie zachwyciły mnie – być może nie są dokładnie dedykowane mojej cerze (normalna, ze skłonnością do wysuszania) lub czymś mnie zaskoczyły (negatywnie). Oczywiście pamiętajcie, że każdy kosmetyk na różnej cerze zareaguje inaczej – dzielę się więc tutaj jak zwykle moją subiektywną opinią. Niektóre kosmetyki dostałam do testów, niektóre kupiłam, nic tu nie jest sponsorowane, 100% szczerosci w tekście!:)
Piszcie koniecznie w komentarzach (tu albo na social mediach, czytam wszystkie!), czy macie doświadczenia z opisywanymi przede mnie dziś produktami, albo dajcie znać o Waszych kosmetyczne hitach i kitach. Dzielmy się wiedzą!;)
Zapraszam do obejrzenia galerii i poczytania opsiów pod zdjęciami poniżej!
TAK: Krem Vichy Slow Age – to krem mający spowalniać proces starzenia, nie zaś zapobiegać mu (przynajmniej tyle zrozumiałam z prezentacji:)) ma chronić skórę przed szkodliwymi czynnikami z zewnątrz oraz nawilżać ją. Pięknie pachnie, ja do całkowitej satysfakcji potrzebuję dwóch jego warstw, by poczuć, że naprawdę nasycił skórę. Czy spowalnia proces starzenia? Nie wiem, może się okaże, gdy skończę opakowanie haha. Niestety minie zbyt mało czasu, by to oszacować po zużyciu jednego słoiczka, niemniej jedno jest pewne – krem ląduje na zaszczytnym miejscu na mojej łazienkowej półeczce;)
TAK: VichySlow Âge pielęgnacja oczu spowalniająca oznaki starzenia. Bardzo odżywczy i podobnie jak ww. pięknie, świeżo pachnie – to idealny zapach na udany poranek. Minusem jest to, że po dostaniu się do oczu (np podczas porannego makijażu) bardzo szczypie i nie sposób uratować się przed łzami.
TAK: Laura Mercier, Flawless Skin Infusion De Rose Nourishing Crème : krem o różanym zapachu; idealny pod makijaż. Nawilża, otula skórę. Nakładam go, gdy makijaż robię później niż tuż po przebudzeniu. Minusem jest wysoka cena – 379 zł/50 ml.
Tak: L’OREAL Tecni Art Fix Design Fixing Spray – Precyzyjny spray do utrwalania miejscowego – wspaniały produkt! – maksymalnie utrwala, ale nie skleja włosów. Prawie że detronizuje dość drogi lakier od Balmain. No, prawie, w końcu tamten to Balmain haha;)
NIE: La Roche Posay Emulsja uzupełniająca poziom lipidów Lipikar Lait. Bardzo lubię La Roche Posay, mam do nich zaufanie. Z radością więc przyjęłam nowość od tej marki – balsam/emulsję zapewniającą 48h nawilżenia. Lotion nie zawiera parabenów, może być stosowany przez niemowlęta, osoby starsze i te o skórze wrażliwej. Brzmi super, jednak nie jestem w stanie nałożyć balsamu na skórę. Dlaczego? Produkt jest bezzapachowy, co oznacza, że nie został dodatkowo “poperfumowany”. Niestety któryś ze składników ma swój własny aromat i na skórze pachnie nieciekawie – przywodzi na myśl woń warsztatu samochodowego. Zależy, co lubicie, ale chyba nie o to chodziło;) Testowałam na kilku osobach i wszystkie mają podobne odczucia i nie zdecydowały się na przyjęcie ode mnie balsamu w prezencie;). Dla mnie, pomimo zachęcającego składu jest niemożliwy do używania, jego zapach czuję nawet przez moje perfumy!
TAK/NIE: Suchy szampon – Batiste Dry Shampoo Coconut and Exotic Tropical 200ml. Kocham ten szampon! To świetne rozwiązanie dla blondynek, gdy trzeba na szybko odświeżyć włosy. Pachnie obłędnie, uwielbiam ten zapach; kojarzy mi się z wakacjami, czyli najlepiej. Nie muszę go długo wyczesywać. Minusem jest jednak wydajność – czy Waszym zdaniem też? – Bardzo szybko się kończy. Jednak w porównaniu z profesjonalnymi kosmetykami i ich cenami to genialny produkt:)
TAK: Sally Hansen Airbrush legs – rajstopy w sprayu. Testowałam mnóstwo rozwiązań dla wyrównania kolorytu nóg podczas wyjść. Te rajstopy sprawdzają się idealnie, kolor równomiernie i łatwo się rozprowadza, a co najważniejsze wygląda naturalnie. Rajstopy są rzeczywiście wodoodporne i nie zostawiają śladów na ubraniu. Mimo wysokiej ceny wśród konkurencyjnych produktów są niezastąpione. Polecam!
NIE: ANTHELIOS XL SPF 50 MGIEŁKA DO TWARZY PRZECIW BŁYSZCZENIU SIĘ SKÓRY – nie, nie i jeszcze raz nie! Mgiełka ma być stosowana do odświeżenia filtra UV w ciągu dnia, także na makijaż. Mhm. Po pierwszej aplikacji (i w sumie jedynej) moja twarz wyglądała jak pokryta sztucznym śniegiem do szyb, a jak się domyślacie – makijaż musiałam zmyć razem z nią w biegu pomiędzy jednym spotkaniem a drugim. No i mina Łukasza bezcenna. Szkoda, ze nie nagrałam video dla potomnych haha. Nie polecam.
TAK: Insight Antioxidant – wcześniej nie znałam i dostałam do przetestowania. Początkowo nie byłam przekonana, ponieważ to seria, która ma na celu przeciwdziałaine starzeniu się włosów, NO A MOJE SĄ JESZCZE MŁODE, co nie?;) Antyoksydacyjne szampony i odżywki podbiły moje serce. Doświadczyłam tego, że kosmetyki te naprawdę są warte używania, moje włosy są miękkie i konkretne. Ciekawa jestem, jak działa seria dla włosów rozjaśnianych, skoro ta, dedykowana w zasadzie uniwersalnie – wszystkim – już jest taka fajna.
TAK/NIE: SEPHORA V for V.O.L.U.M.E Mascara powiększająca objętość rzęs. Akurat. Kupiłam w zasadzie dla samego koloru, bo już od dawna marzyły mi się niebieskie rzsy, jak w liceum (wtedy były te fantastyczne kolorowe tusze Bourjois). Nie mogłam znaleźć nigdzie indziej (np. w MAC nigdy”akurat” nie było!) więc kupiłam ten. Nie powala, skleja rzęsy, jest raczej smarowidłem niż porządnym tuszem, ale kolor ma okej. Chwilę potem zauważyłam, że wyszły kolorowe mascary od YSL, mam nadzieję wejść w ich posiadanie żeby sprawdzić, bo ten od Sephory to – poza kolorem – nic ciekawego. Dobrze, że cena niska – ok 35 zł.
TAK: Yves Saint Laurent – Mascara Volume Effet Faux Cils – znakomity tusz wydłużający rzęsy. Nie skleja, ładnie rozdziela, i pięknie je wyciąga. Ja lubię takie proste firaneczki, więc dla osób o podobnych upodobaniach – polecam! Nie robi wprawdzie -jakby nazwa wskazywała – efektu sztucznych rzęs, ale umówmy się, że – delikatnie mówiąc – takie powoli przestają być “IN”;).
TAK: Produkty od marki CatriceL Lip Cushion – błyszczyk z gabeczką – pięknie nawilża i błyszczy, ma w składzie olej z awokado. Pomadka Ombre Two Tone – zdjęcie w niej zobaczycie TU – dwukolorowa szminka do efektu cieniowanych ust, bardzo pomysłowa, choć nieco słabo się “wykręca”. Tusz Rock Couture Extreme Volume Mascara – ładnie podkreśla, delikatnie wydłuża i nie skleja – bardzo przyzwoity jak na swoją cenę. Polecam wszystkie trzy produkty! Zresztą od dawna jestem fanką tej marki – stosunek jakości do ceny jest ekstra!
TAK: James Read Gradual Tan Mist. Dostałam próbeczkę, wraz z innymi kosmetykami tej nowej na PL rynku marki, których niestety nie mam czasu przetestować porządnie, ten zaś produkt nie wymaga wielkiego zaangażowania. Wystarczy rano przed makijażem spryskać nim delikatnie twarz, by wieczorem rozwinęła się nam piękna opalenizna. Doskonałe rozwiązanie! Minusem jest zapach, który w ciągu dnia staje się coraz intensywniejszy, ale to przecież standard wśród samoopalaczy. Podobno produkt jest bardzo bezpieczny dla skóry.
TAK: YSL Eye Gloss Smudger. Bardzo długo pragnęłam mieć kosmetyk do robienia efektu “mokrego oka”. Oczywiście próbowałam najprostszego “life-hacka” – błyszczyk do ust niestety skleja powiekę i nie przepadam za tym rozwiązaniem. Nie jestem kosmetykoholiczką, więc nie poszukiwałam go może jakoś szczególnie, ale gdy tylko wpadł mi w ręce ten produkt stosuję go co drugi dzień; zarówno na cienie, jak i na “gołe” oko. Minimalnie spływa w ciągu dnia, na pewno należy poprawiać kredkę czy ogólnie całą kondycję oka, ale zdecydowanie jest nieporównywalnie lepszy od semi-profesjonalnych rozwiązań jak np. wspomniany błyszczyk. Wspaniały! Polecam:)
TAK: Kolejny (czwarty) produkt od Catrice – tym razem matowiący balsam do błyszczących pomadek – Instant Lipstick Mattifier. Dla mnie odkrycie roku. Polecam, rzeczywiście daje efekt matowienia!
TAK: Laura Mercier – Candleglow: Concealer and Highlighter. Ten rozświetlacz pod oczy detronizuje u mnie kultowy Touch Eclat od YSL. Nie wiem, czy to zasługa lepiej dopasowanego koloru (ten od YSL miałam strasznie jasny) czy tego, że ponoć Candleglow załamuje jakoś specjalnie światło, ale jestem totalną fanką tego kosmetyku. Minusem jest, że przez wygodną w aplikacji gąbeczkę jest też mniej wydajny – sporo na niej zostaje. Ponoć wszystko, co dobre szybko się kończy – tak stało się na pewno w tym przypadku haha;)
NIE: chusteczki do demakijażu Purederm Q-10 make-up remover cleansing towelettes. To w zasadzie niedroga inwestycja. ale ja odradzam. Nie radzą sobie z ciemniejszym makijażem, w zasadzie nie radzą sobie chyba z żadnym. Nie wyrzuciłam, bo szkoda. Używam więc do przecierania drobiazgów itp. Zdecydowanie lepiej wydać więcej na droższe chusteczki niż kupić te – są całkiem bezużyteczne.