FB
link
link
link
link
link
This error message is only visible to WordPress admins

Error: No connected account.

Please go to the Instagram Feed settings page to connect an account.

Kilka dni temu obcisła miniówka w kratkę na gorących, greckich ulicach – dziś look nawiązujący klimatem do elegancji z czasów moich rodziców. Elegancji, która rozwinęła się w latach 80 a przebrzmiewała w połowie 90tych, czyli idealnie w czasie, gdy zaczęłam swoją szkolną “karierę”.

Spodnie o tym kroju były koszmarem mojej podstawówki – na naszym korytarzu modne wtedy były obcisłe dzwony do samej ziemi, koniecznie firmowe naje, najlepiej swoosh na wszystkim. Buty pionowego startu (oj zawsze tak mi się kojarzyły!:)) czyli shocki, to był szczyt marzeń. Podobny fason portek (jeśli ktoś w ogóle wpadł na pomysł, by je założyć!) wyśmiewano wtedy ogólnie rzecz biorąc dość niewybrednie. Cóż miałam począć, gdy wówczas rodzice nie bardzo mogli sprostać moim modowym zachciankom i do szkoły musiałam chodzić w tym, co było. Szukałam więc i kombinowałam, a ciuchy do szkoły nieraz spędzały mi sen z powiek – niefajnie jest być szkolnym pośmiewiskiem i ściągać na siebie uwagę wszystkich, gdy wcale się tego nie chce. Na dnie szafy mamy odkrywałam więc przeróżne “znaleziska”, a pewnego razu wygrzebałam spodnie na podobieństwo tychże właśnie. I ponieważ rozmiar jako tako pasował (bardziej jako niż tako;)), włączyłam je do swojej niezbyt rozbudowanej, pełnej zaskakujących elementów garderoby, dziś możnaby ją porównać pewnie do szafy Tytusa Andromedona z serialu Unbreakable Kimmy Schmidt. Obciachowe marchewy, piaskowe koszmarki, których jednak historie znałam z magazynów mody (mama i babcia zawsze krzyczały na mnie, gdy z ich czasopism wycinałam najładniejsze stroje, znacie to?:) i z tą świadomością starałam się jakkolwiek przerobić je na swoją modłę. Szło mi to w miarę łatwo; szybko zapamiętywałam wszystkie estetyczne konwencje, jednak nie zawsze – albo prawdę powiedziawszy przeważnie – nie wychodziło mi na dobre. Początki mojej historii ze stylizacjami to kamieniste wyboje, ruchome piaski i lekko mówiąc “awangarda” w porównaniu z dość wyklarowanym stylem podstawówkowej “sportowej” brygady. Pamiętacie pierwsze reklamy rajstop zamieszczane w telewizji i gazetach? Kojarzy mi się teraz ich połysk na kosmicznie zgrabnych nogach modelki, mięsisty, morelowy sweter i wysokie szpilki. Dla mnie ta reklama to jedno z pierwszych mglistych modowych wspomnień i bóg mi świadkiem, ze gdyby nie stanowcza interwencja mojej mamy, wymykałabym się do szkoły w stylizacji bardzo nieudolnie skompletowanej na podobieństwo tamtej. Więcej miałam wyobraźni, niż tkaniny, w którą byłam ubrana, po prostu. Sweter przykrótki, więc porozciągany, w rajstopach zawsze dziury – po kupieniu pod Patykiem glanów łatwo było uczynić z tego grunge’owy look. Mamie nie zawsze udawało się interweniować, a ja, odziana w relikty z jej szafy zestawione z tym, co aktualnie zakotwiczyło mi się w głowie jako “Vogue” a potem i/lub “Nirvana” szłam do szkoły ściągając na siebie uwagę wybitnie sportowego korytarza.  I tak od pierwszej do ósmej.

Myślę jednak,  że takie kombinowanie w dzieciństwie szczególnie wyczuliło mnie na modowe szczegóły i w dużej mierze wpłynęło na obecny styl. Nauczyłam się nie tylko dość odważnego zestawiania, używania dowolnych rzeczy tak, by czuć się w nich szczególnie i oryginalnie, po mojemu. Nauczyłam się też, że nie ma ubrania, którego nie założę (wyjątek stanowi teraz naturalne futro i podróbki luksusowych rzeczy), którego nie będę umiała zestawić i nadać mu kontekstu. A także, że w ubraniu niekoniecznie muszę perfekcyjnie wyglądać, muszę się w nim perfekcyjnie czuć. Pogodziłam się z moim niechlujnym charakterem i obróciłam w swój atut – tak, jestem koszmarnie niechlujna! Nauczyłam się w końcu, że jednego dnia mogę być zwiewna, lekka i w kwiatkach, drugiego dnia cała w cekinach, a trzeciego w czarnej ramonesce. I to cały czas będę ja! Bo zdałam sobie sprawę, że to człowiek i jego charakter stanowią sedno stylizacji, a to, w co się ubieramy to tylko przedłużenie naszej osobowości. Zresztą to też odebrałam w pakiecie wychowawczym: świadomość, że oryginalność to gigantyczna zaleta i należy ją w sobie pielęgnować, a wyróżnianie się z tłumu zawsze, mimo bolesnych niekiedy konsekwencji będzie dla nas tylko i wyłącznie na plus.

Dziś nieco przydługawy tekst i kilka zdjęć, które zrobiliśmy naprawdę dość szybko i przypadkowo – pod spodem miałam na sobie kostium Bodymaps i to właśnie ten strój chcieliśmy fotografować. Cieszę się, że tak wyszło, bo moim zdaniem foty mają swój klimat. Jak Wam się podoba?

Ciuchy – Mango, Zara, bizuteria – Apart, buty – DeeZee, włosy – hairandnailconcept.pl

Rebellook_01

Rebellook_08

Rebellook_12

Rebellook_06

Rebellook_02

Rebellook_05

Rebellook_03


Inspiration
FB link link link link
Ta witryna używa plików cookie. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie plików cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.