Wczoraj wieczorem w warszawskim klubie Palladium odbył się pokaz Dawida Wolińskiego na sezon wiosna lato 2017. Dzięki marce Martini udało nam się zdobyć akredytację fotograficzną i dziś wstawiam dla Was zdjęcia z pokazu autorstwa Łukasza Turka.
Zdjecia takie Łukasz robił po raz pierwszy, nieco kręcąc nosem, odrobinę narzekając, że to nuda, ale udało mu sie zrobić chyba większosć sylwetek, a co fajniejsze – niezłe reportażowe zdjęcia. Zdradzę Wam w sekrecie, że najlepsze miejsca na froncie wybiegu zaklepane są przez “starych wyjadaczy”, już od godzin popołudniowych, podczas, gdy pokaz zaczyna sie nawet późnym wieczorem. I tak nieraz wybuchają sprzeczki, ktoś komuś wciska się przed obiektyw, tuż przed samym pokazem panuje tam gorąca atmosfera. Łukasz stanął sobie z boczku i udało mu się upolować sylwetki jeszcze w świetle reflektorów. Do tego poniżej znajdziecie na fotach Maff, Kożuchowską i Wolińskiego, oraz kilka momentów, które zaklęte w zdjęcia bardzo mnie urzekły. Oczywiście jest też moja stylizacja, na którą składa sie bajeczna spódnica H&M Conscious Exclusive i buty z tej samej, limitowanej kolekcji. Na górę założyłam top kupiony za 19 złotych na zimowej wyprzedaży;) Bałam sie trochę, że będę zbyt “przebrana”, ale czułam się swobodnie i chyba wypadłam nienajgorzej? Planuję jeszcze sesję z tą spódnicą, w nieco innej stylizacji.
Co do samego pokazu to już od wczoraj zastanawiałam się, czy mam o nim pisać. W końcu niejako po to jest to wszystko – nowa strona, nowe możliwości:) Ale czy na pewno chcę zaczynać akurat od tego pokazu?:) Większość portali jest zachwycona zaprezentowaną kolekcją, ja nie do końca mogę podzielić ich zdanie. Ponieważ w tej branży jestem juz kilka ładnych lat, to mam niejakie pojęcie, choć nie czuję się jeszcze ekspertem. Ponieważ jednak podjęliśmy ten wysiłek by udokumentować pokaz wizualnie, otrzymałam też info prasowe, to postanowiłam opisać moje wrażenia dotyczące pokazu oraz przede wszystkim – kolekcji.
Na pokazy ostatnio chodzę dość często. Jasne jest, że wolę te, na których pierwszy rząd jest długi a przestrzeń pozwala na równouprawnienie w oglądaniu sylwetek; rozmawiałam o tym wczoraj siedząc w czwartym rzędzie i niewiele widząc. “Nooo, to pewnie twoje marzenie – usiąść w pierwszym rzędzie” – powiedziała znajoma, która za chwilę w półprzysiadzie oglądała cały pokaz, będąc co i rusz usadzana przez osoby z tyłu. Otóż nie – nie jest to moim marzeniem, by brylować w pierwszym rzędzie, choć może powinno być;) Czasem siadam z przodu, czasem sadzają mnie z tyłu, ale nie o to chodzi. Tu sprawa jest prosta – jeśli przychodzę na pokaz, to po to by ten pokaz obejrzeć. Podobnie jak 100% osób w drugim, trzecim i kolejnych rzędach. To nie jest koncert, na którym nieraz wystarczy, by wszystko dobrze słyszeć. Tutaj przecież priorytetem jest część wizualna i sytuacja, w której przychodzi się na pokaz i sie tego pokazu de facto nie widzi zakrawa na absurd. Kropka. Z ostatniego rzędu niewiele było widać, na szczeście wszystkie sylwetki mam na zdjęciach. To, co udało mi się na żywo zauważyć podczas oglądania pokazu to ciekawe oświetlenie za sprawą spektakularnych lamp. Klimat, który uzyskała Kasia Sokołowska jak zwykle był intrygujący i niepowtarzalny.
Tyle o pokazie. Co do kolekcji – słowem wstępu – jak pisałam wcześniej nie czuję sie ekspertem. Wiem jednak na pewno – w każdej kolekcji, nawet wyjątkowo nieudanej, na którą zaprasza sie gości, na reklamę wydaje się grube pieniądze, na których błyszczą gwiazdy etc – w każdej z tych prezentowanych kolekcji, nawet wyjątkowo nieudanej są “strzały”. Rzeczy, które mogę założyć ja, Ty, lub Małgorzata Socha czy Joanna Horodyńska. Rzeczy, w których wygląda się dobrze, które są w trendach i przyciągają uwagę. I dlaczego na tych nie poprzestać?
I tu zaczyna się sedno.
Czytając informację prasową odniosłam wrażenie, że bez dopalaczy ani rusz. Kwieciste sformułowania, tłumaczenia dotyczące inspiracji, kunsztu krawieckiego, zamaszyste epitety o tkaninach (czy istnieje coś takiego jak bawełniany ortalion?) sprawiają, że zaczynasz się zastanawiać czy na pewno byłaś/eś na opisywanym pokazie. Wedle informacji prasowej cytując ją dokładnie: w kolekcji znajdziemy inspiracje sięgające Dzikiego Zachodu oraz pracowni francuskiego malarza. Bohaterką kolekcji jest kobieta niezależna, postrzegająca świat jako wspaniałą, kolorową podróż pełną niespodzianek. Męska część kolekcji zaś jest bardzo osobista i jak zawsze stanowi wierne odzwierciedlenie stylu Dawida Wolińskiego – czytamy. Połączenie luksusowych satyn z welwetem – na pierwszy rzut oka ekstrawaganckie – tworzy zaskakującą klasyczną całość. Błękity pruskie przeplatające się z landrynkowym różem rodeo, upstrzone złotymi gwiazdkami, przywołują na myśl superbohaterki amerykańskiej popkultury, malarstwo Andyʼego Warhola czy twórczą odwagę Jeffa Koonsa. W tym momencie zastanawiasz się, jakim geniuszem musi być projektant, by wszystko to ze sobą płynnie połączyć nadając temu swój charakterystyczny sznyt. Nie musisz głowić się długo, bo widocznie osoba pisząca ten tekst również sobie to pytanie zadała i od razu pojawia się odpowiedź: Kolekcję projektanta tworzy linia odmiennych odważnych obrazów, które łączy dbałość o szczegóły. Chyba tylko. Kropka.
Jeśli nie otrzymałabym tego info prasowego to ciężko byłoby mi usystematyzować, scharakteryzować i ułożyć w całość wszystko to, co zobaczyłam. Być może brakuje mi wyobraźni – zakładam również taki wariant, wiedzy, bądź wspomnianych wcześniej specyfików wspomagających fantazję, ale niestety nie zauważyłam żadnych mocnych wpływów wspomnianego “Dzikiego Zachodu”, widziałam zaś wyraźnie inspirację serialem “Chirurdzy” (być może zbyt dosłowną), szare marynarki i prochowce międzywojnia (tak, mi też podobał się ostatni pokaz Tomasza Ossolińskiego;)) pastelowego Kapitana Amerykę i styl ulicy wymieszany ze stylem glamour. Były też piżamy, pantalony z krokiem w kolanach oraz męskie sukienko-spodnie. Nie wiem jak Wy, ja nie chciałabym tego widzieć na ulicach. Nie zwróciłam zaś uwagi na ponadczasową czerń, która wedle informacji jest charakterystycznym elementem stylu Dawida Wolińskiego. No nie.
Kluczowym elementem pokazu, czego niestety z nieodpowiedniego miejsca na widowni nie udało mi się dostrzec, było lustro, oraz Alicja, bajkowa postać. Rzeczywiście elementy charakterystyczne dla rysunkowych przedstawień bohaterów tej opowieści pojawiały się tu i ówdzie, w postaci np. aplikacji na kurtkach bomberkach tejże kolekcji. (Och, nie wspomniałam? Obok prochowców, pantalonów są tam jeszcze satynowe kurtki bomber, które, mam wrażenie, zostały dorzucone w ostatniej chwili na fali popularności tego kroju) Fajny motyw, ja bardzo lubię Alicję. Czy przypadkiem jest, że informacja prasowa donosi na końcu, że wkrótce odbędzie sie kinowa premiera ekranizacji tej bajki? Nie sądzę! 😉 Cały pokaz okazuje się zawoalowanym product placement filmowej premiery. Bo jak można nazwać tak chaotyczny misz masz, opakowany na bogato w kolorowy papier celebryckiego show?
Słuchajcie, na koniec napiszę, że nie palę mostów i Wy też nie palcie! Kocham modę i eksperymenty, nie lubię tylko przekłamania i zadęcia, które często jej towarzyszy. Próbuję więc finalnie skupić się na tym, co najlepsze. Zatrzymuję oko na tych ciekawych, fajnych projektach. Podziwiam wdzięczną bombkę z tiulu, która aż prosi się o piękne zdjęcia, jest do nich wręcz stworzona. Wzdycham do satynowej kurtki bomberki, lub kreacji Malgorzaty Sochy z tego wieczora. Patrzę przychylnym okiem na genialny, różowy, błyszczący komplet – jest super! Tak jak pisałam, w każdej kolekcji są “strzały” a topowym projektantem nie zostaje się z byle powodu. Niestety często, by istnieć dalej należy swój produkt kopromisowo zestawić z oczekiwaniami wielu, a czasem zbyt wielu osób, licząc na to, że przejdzie to w miarę niezauważalnie. Niestety tu się zwyczajnie nie udało i dlatego pomimo kilku naprawdę udanych projektów ciężko mi wzorem Beaty Tyszkiewicz przyznać 10 na 10.